Artykuł ukazał się pierwszy raz w „Mordor na Domaniewskiej”. Maj 2019
Często słyszę te słowa:
– Jak ranek jest dobry – to potem jest wszystko dobrze – jak ranek jest ch***y – to cały dzień jest ch***y. Dlaczego nie ma tak, że wszystko po trochu, tylko tak albo-albo?
To jest wojna, którą toczymy od lat. Chciałybyśmy, żeby było idealnie, a tymczasem wychodzi jak zwykle. Zginęła Ci poranna kawa – zostawiłaś ją gdzieś w kuchni, między torebkami po pieczywie, a opakowaniami od jajek i teraz nie możesz znaleźć – już masz zepsuty dzień.
Otwierasz o świcie oczy i na krześle przed sobą widzisz nawieszane ubrania z poprzedniego dnia – kolejny powód, żeby patrzeć na domowników spod oka.
Wchodzisz do łazienki, a na Twoje bose palce spada szczotka do włosów – Auć! – krzyczysz i już rozglądasz się za winowajcą. A za chwilę słyszysz jeszcze, jak o drzwi obijają się szklane opakowania po kremach, które zawiesiłaś wczoraj na klamce, bo chciałaś je wynieść do śmieci, ale zapomniałaś.
W końcu kuśtykasz po domu, na jednej nodze, cały czas poszukując kawy – masz już kompletny zestaw powodów, aby być niezadowoloną od samego rana.
– Dlaczego nie może być w życiu, w ciągu dnia, trochę tak i trochę tak? – pyta mnie Joanna. A ja widzę, jak opadają jej ramiona. Ona nie oczekuje ode mnie odpowiedzi. Ona chce się poskarżyć. I dzisiaj padło na mnie. Nie jestem dobrym towarzyszem niedoli, bo szybko mówię, że nie mogę tego słuchać.
Idealny poranek
Odkąd zmieniłam styl życia – wszystko jest idealnie. Ulubiona kawa w ulubionym kubku i w ulubionym miejscu. Ulubiona muzyka do ulubionych ćwiczeń. Spacer z ulubionym psem, po ulubionych chodnikach. Ulubione dresy i ulubiony zapach perfum. A gdy dopada mnie kryzys to on też jest w mojej ulubionej formie: pudełko lodów (tak, tak, tak) albo ulubiony serial.
Nie wyobrażam sobie, że miałabym zrezygnować z tego, co wypracowywałam dla swojego świętego spokoju i osobistego luksusu.
Najbardziej wkurzające w mojej przeszłości były dojazdy. Spędzałam najlepszy czas swojego życia w korkach albo zatłoczonej w kolejce dowożącej ludzi do miasta. Moja kreatywność zawieszona gdzieś w powietrzu, między plecami zaspanych ludzi, nie miała szansy. Stawałam coraz bardziej bezradna wobec spadającej na mnie rzeczywistości i podporządkowana otoczeniu. Czułam się czasem, jak postać z tych smutnych kreskówek, w których szarzy, skuleni ludzie przemieszczają się zamiast po chodniku, to po taśmociągu – dopóki nie wpadną w dziurę na końcu ulicy…
To dlatego, gdy Joanna zadaje swoje pytanie od razu wiem, o czym ona mówi. Jest jedną z tych osób, które poranne rytuały opanowały do perfekcji. Z jednym wyjątkiem – nie mają rytuału na czas, gdy coś się nie udaje…
Ch***y poranek. Kto jest winny?
Najprościej jest znaleźć winnego: męża, mamę opiekującą się dziećmi, sąsiadkę z góry, która dreptaniem w swoich szpilkach do pracy, przeszkadza w ostatniej drzemce. Nawet dzieci nie bywają w tym układzie bezpieczne. Za długo śpią. Za wolno się obierają. Nie wiedzą, czego chcą na śniadanie. Robią bałagan w szafce z bielizną.
Gdy swoje szczęście, swój uśmiech, dobry dzień uzależniasz od innych – przestajesz być kobietą wpływową.
Trudno w to uwierzyć, ale spontaniczność i radość nie biorą się od innych ludzi. Owszem, dobrze jest dzielić się nimi w otoczeniu ważnych dla siebie osób. Wtedy ta nasza pozytywność, tak jakby pęcznieje, rozprzestrzenia się i mnoży. Jednak im dalej w życie – tym trudniej o relacje, w których możemy być w pełni sobą. A bywa, że i nasze związki miłosne obciążone są dobrze znanymi kontekstami. Czasem trudno o uśmiech i spontaniczność, gdy zapach innej kobiety unosi się w pokoju, a Twój facet mówi, że „nic nie było”. Zacznij dzień od naburmuszonej miny i nieprzyjemnego komentarza – i już wiesz, co będzie: ch***y poranek i ch***wy dzień.
A co jeśliby udało się tak skonstruować swoje rytuały, aby sukces każdego dnia nie zależał ani od nikogo, ani od pory dnia?
A co, gdyby się dało podzielić czas na wąskie wycinki? Na „tu i teraz”? Czy jesteś w stanie być szczęśliwa przez tę jedną chwilę w ciągu dnia? A potem przez kolejną, która już, już, już czeka za rogiem, żeby się wydarzyć? A potem przez jeszcze kolejną – też „tu i teraz”?
Bycie zajętą i zapracowaną kobietą, która przy tym ma sukces, wymaga stosowania wielu sztuczek. Przeniesienie się do rzeczywistości „tu i teraz” jest jedną z nich. Pomaga uwolnić się od życia w trybie przyczyna-skutek. Że jak coś – to coś. Że jak zginęła kawa – to jest już koniec udanego dnia.
I zrób sobie wreszcie drugą kawę. Zasługujesz na to, aby wypić ją ciepłą. I w spokoju. Tu i teraz.